Wróciłam inna

Pobyt Kasi na statku Logos II

„Nigdy już nie będę taki sam,
Nigdy nie wrócę, zamknąłem drzwi.
Pójdę ścieżką, przebiegnę wyścig
I już nigdy nie będę taki sam”
(Hilsong, „I will never be the same”)

To była piosenka, o zaśpiewanie której poprosiłam w dniu złożenia pożegnalnego świadectwa na Logos II. Dwa lata spędzone na pokładzie statku całkowicie zmieniły moje życie. Bóg wykorzystał ten czas, aby przemienić mnie z osoby, która była nędznikiem bez nadziei, w osobę, która postanowiła oddać wszystko Chrystusowi i Jego służbie. Będę zawsze wdzięczna Bogu i Operation Mobilization, że zostałam przyjęta jako jedna z osób, które mogą służyć Bogu pośród narodów i widząc, jak Bóg działa poprzez kruche naczynie, takie jak ja, doświadczam ogromnej przemiany w moim życiu.

Nigdy nie zapomnę, jak czułam się, kiedy uczestniczyłam w konferencji OM-Go (konferencja przygotowująca do wyjazdu na misję, przyp. tłum. ) w Mosbach, w Niemczech. Płakałam prawie każdej nocy. Przez większość mojego życia nie wiedziałam kim byłam i nie znałam przyczyny mojego istnienia. Podczas szkolenia słyszelismy wiele świadectw misjonarzy służących Bogu i wiele dobrego nauczania. Po raz pierwszy w życiu poczułam, że jestem we właściwym miejscu, we właściwym czasie, wiedząc, że zostałam stworzona, by służyć Bogu jako misjonarka.

Kiedy siedziałam w samolocie do Veracruz w Meksyku, płakałam. Nie mogłam uwierzyć, że Bóg pozwolił mi, komuś totalnie niegodnemu, iść do innych narodów, na inne kontynenty i dzielić się Jego Ewangelią z ludźmi. Wiedziałam, że od tego momentu moje życie już nigdy nie będzie takie same, że ja już nigdy nie będę taka sama.

Bardzo podobało mi się nasze szkolenie przed wejściem na statek w Veracruz. Zakochałam się w ludziach w mojej grupie, byłam zachwycona liderami, którzy przygotowywali nas do życia na pokładzie. Wszyscy chcieli służyć Chrystusowi. Nauczono nas wielu rzeczy o Bogu i rzucono nam wyzwanie, byśmy pozwolili Bogu nas używać, być elastycznymi i ufać Mu. Kiedy po raz pierwszy poproszono mnie o podzielenie się moim świadectwem w kościele w Meksyku, nie chciałam tego zrobić. Nigdy nie mówiłam do mikrofonu i czułam się całkowicie niezdolna, by to zrobić. Przyznaję, że byłam zdenerwowana na liderów, że wybrali mnie, abym to zrobiła. Jednak po tym, jak podzieliłam się moim świadectwem, a inny brat z Indii podzielił się Słowem, pięć osób zgłosiło się, aby oddać swoje życie Chrystusowi. Nigdy nie zapomnę tej chwili. Powiedziałam Bogu w moim sercu: „Jeśli możesz użyć kogoś takiego jak ja, aby przyprowadzić ludzi do Ciebie, chcę Ci służyć przez resztę mojego życia jako misjonarka”.

Moja pierwsza praca na statku to praca w maszynowni – nie było to w żadnym wypadku coś, co sama wybrałabym dla siebie. Ale było to coś, co Bóg wybrał, aby rozmawiać ze mną podczas nocnych zmian o moim złamanym życiu. Przeżyłam wspaniałe chwile będąc sama z Bogiem, wołając do Niego o wiele spraw w moim życiu. Na końcu spodobała mi się praca w maszynowni, zwłaszcza, że w czasie gdy statek przebywał w suchym doku, mogłam dzielić się Ewangelią z wieloma lokalnymi pracownikami i widzieć ich serca otwarte na Chrystusa.

Moja druga praca to praca w recepcji. Po rocznej pracy w maszynowni czułam się onieśmielona i niemal bałam się ludzi, ale to szybko się zmieniło i spodobało mi się witanie naszych gości i odbieranie międzynarodowych połączeń telefonicznych dla 200 osób.

Moja trzecia i ostatnia praca to bycie koordynatorem wolontariuszy. To wielki zaszczyt, że mogłam inwestować w naszych lokalnych wolontariuszy, którzy wspierali naszą pracę na pokładzie. Spędzaliśmy z nimi czas dzieląc się Słowem, modląc się i nawiązując przyjaźnie. Wielką radością było widzieć, że niektórzy z nich wracają później na misję długoterminową.

Cieszyłam się także wszystkimi możliwościami służby, jakie mieliśmy: odwiedzaniem więzień, sierocińców, szkół, domów opieki itp. Bardzo mi to pomogło dostrzec Boga w działaniu. Przedłużyłabym swój pobyt na statku, ale czułam, że Bóg chce, abym wróciła do domu i szukała możliwości przygotowania się do dalszej służby. Pozwolił mi iść do szkoły uwielbienia, na studia, do szkoły biblijnej i służyć w różnych miejscach i w różnych narodach w służbie krótkoterminowej.

Kasia i jej mąż Daniel w Tanzanii

Kasia i jej mąż Daniel w Tanzanii

Dzisiaj, 12 lat po opuszczeniu statku, mój mąż i ja służymy Bogu w Tanzanii, w Afryce Wschodniej. Oboje kochamy Jezusa Chrystusa całym sercem i czujemy się zaszczyceni, mogąc dzielić się Dobrą Nowiną o Nim z ludźmi z różnych narodów. Kiedy myślę o moim pobycie na statku, często mam łzy w oczach. Na statku było ciężko, ale wiedziałam, że nie zasługuję na to, by tam być. Byłam niegodna służenia Bogu i niesienia wieści o Nim do innych narodów, ale Bóg był dla mnie miłosierny i łaskawy. Dlatego pragnę oddawać Mu cześć i służyć Mu do końca życia i nieść Dobrą Nowinę tym, którzy wciąż nie znają Chrystusa. Chcę, aby mogli doświadczyć Jego zmieniającego życie zbawienia i nigdy nie kończącej się miłości i łaski. Dziękuję OM, że dał mi szansę, abym stała się osobą, którą Bóg chciał, abym była. Dziękuję Ci, Jezu Chryste, mój Panie i Zbawicielu, że oddałeś wszystko za mnie i pomóż mi, proszę, oddać wszystko Tobie.

“Ale dlatego miłosierdzia dostąpiłem, aby na mnie pierwszym Jezus Chrystus okazał wszelką cierpliwość dla przykładu tym, którzy mają weń uwierzyć ku żywotowi wiecznemu. A królowi wieków, nieśmiertelnemu, niewidzialnemu, jedynemu Bogu, niechaj będzie cześć i chwała na wieki wieków. Amen.” (1 Tymoteusz 1:16-17)

To ważne. Warto podzielić się ze znajomymi.