Wojna z Islamem?

Większość z nas śledzi telewizyjne doniesienia agencji informacyjnych, a często są one doprawdy przytłaczające. Biblia zachęca, byśmy „płakali z płaczącymi”. Tuż po zamachach w Paryżu słyszałem, jak przywódcy Francji ogłosili wojnę przeciwko islamskim terrorystom, przy czym nie użyli słowa islam, gdyż na to nie pozwala im poprawność polityczna. Serdecznie im współczuję, bo zadanie, które sobie wyznaczyli, jest niemożliwe do wykonania. Pora zacząć znów modlić się o wszystkich przywódców i ludzi władzy – wszak tego uczy nas Biblia.

Moim zdaniem wojna z islamem i ludźmi, którzy uznają Mahometa za swego proroka, zaczęła się znacznie wcześniej. Jej przejawem były między innymi rysunki satyryczne, atakujące Mahometa. Czy na prawdę tak trudno zrozumieć, w co wierzą muzułmanie? Zdaję sobie sprawę, że można się zagubić w różnych szkołach i nurtach islamu, ale jest coś, co łączy je wszystkie, także te najbardziej umiarkowane i liberalne. Jest to ogromne poważanie dla proroka Mahometa, bliskie boskiej czci. Czyż muzułmanie, prosząc o szacunek dla jego osoby, na prawdę oczekują zbyt wiele?

Niewiarygodne, że takie pozornie niewinne publikacje we Francji i innych krajach, zamieniły miliony wyznawców islamu w „terrorystów”. (Nie pojmuję, jak można twierdzić, że terroryzm nie jest motywowany religijnie!). Jest wiele więcej przykładów radykalizacji, jak choćby ostatnie wydarzenia w Nigrze. To kraj, który od dawna zamieszkiwali zarówno muzułmanie, jak i chrześcijanie, Kościół swobodnie się rozwijał, a między wyznawcami obu religii panowały względnie przyjazne stosunki. Do czasu. Niedawna fala agresji przyniosła śmierć i zniszczenie, równając z ziemią większość kościołów. Podobne historie obserwujemy na całym świecie! Zło rozwija się najpierw w umysłach i sercach ludzi, ale gdy pojawią się sprzyjające okoliczności, zaczyna być widoczne w konkretnych działaniach.

Czy naprawdę sądzimy, że tragiczne wydarzenia w Paryżu nie były jakąś konsekwencją wojny z islamem, którą Francja prowadziła już od dawna za pośrednictwem tego satyrycznego czasopisma i mediów społecznościowych? Tak postrzegają to miliony ludzi na całym świecie i jeśli nie zechcemy tego dostrzec, będziemy błądzić we mgle. Dlaczego przywódcy, którzy spotkali się na szczycie w Turcji, nie potrafią tego przyznać?

Prawdziwego zwycięstwa nie przyniesie nam żadna broń; stawką w tej walce są ludzkie umysły. Bojownicy są szczerze i całkowicie oddani swojej idei, gotowi oddać życie ZA TO, W CO WIERZĄ. Aby zilustrować tę prawdę, lubię przywoływać przykład Irlandii Północnej. Jak długo jedna z najznakomitszych armii świata nie mogła opanować sytuacji w tym kraju! Bomby i kule karabinów zawiodły; sukces przyniosła dopiero przemiana umysłów. Oczywiście przedstawiam teraz tę historię w dużym uproszczeniu.

Wielka Brytania planuje zwerbować i opłacić 1000 nowych szpiegów – gdy to usłyszałem, byłem w szoku! Jestem ciekawy, ile wobec tego zainwestujemy w działania, które prowadzą do zmiany serc i umysłów. Obecnie muzułmanie żyjący w Wielkiej Brytanii to w większości, choć i to się zmienia, zwyczajni ludzie, którzy chcą normalnie żyć. Są to przede wszystkim ludzie o umiarkowanych poglądach, jednak prawdą jest, że islamscy ekstremiści widzą w nich nie tylko przyszłych naśladowców, ale i potencjalnych zamachowców. Z perspektywy wojny nowoczesnej, jest to jedna z bardziej złożonych strategii, szalenie trudna w zwalczaniu. (Polecam przyjrzeć się historii Sri Lanki lub Nigerii). Musimy być świadomi, że każdy dzień zwłoki przydaje nam nowych potencjalnych terrorystów.

Zastanówmy się przez chwilę nad paradoksem napływu muzułmańskich imigrantów do Europy. Czy przybywają oni do nas, by atakować i niszczyć? Z pewnością nie! W tej wielkiej rzeszy kryje się jakaś liczba osób niebezpiecznych, ale większość ma jak najlepsze intencje. Jednak sposób, w jaki odnosimy się do tych ludzi – a wynika to wprost z naszej upadłej natury – uczyni wielu z nich ekstremistami, a niektórzy będą gotowi na śmierć w obronie swoich wartości, także odbierając życie innym. Jest to tylko kwestia czasu.

Podobne procesy zachodzą w różnych wariantach w prawie każdym zakątku świata. Z biegiem czasu kolejne kraje będą ogłaszać wojnę z islamem, naśladując nastoje widoczne teraz we Francji, aż nienawistna retoryka sięgnie dna. Czy na prawdę sądzimy, że bomby, drony, karabiny i szpiedzy rozwiążą te problemy?

Ja sam nie nazwałbym siebie pacyfistą i szczerze szanuję siły zbrojne. Jednak naszym celem są LUDZKIE SERCA I UMYSŁY, a obecnie – i właśnie dlatego piszę te słowa – większość ludzi nawet nie rozmawia z muzułmanami! (Oto najważniejsze zdanie w całym tym tekście). Napawamy się niepohamowanym zalewem książek i artykułów, które pokazują wyznawców islamu w negatywnym świetle, tak jakby chrześcijaństwo nie miało własnych brudów. W efekcie widzimy lęk, wyobcowanie, a nawet pragnienie odwetu!

Wybaczcie proszę absurd, ale czy ktokolwiek drukuje ulotki lub tworzy strony internetowe zachęcające do tego, by NIE zostawać terrorystą? Czy mamy pojęcie, czego nauczają skrajnie radykalne szkoły w Pakistanie, czy choćby w Wielkiej Brytanii? Pod wpływem ich działalności, miliony muzułmanów wybierają fundamentalizm rodem z Arabii Saudyjskiej, która niejednokrotnie finansuje rozpowszechnianie tych idei na całym świecie. Arabia Saudyjska i kilka innych krajów mają swój wstydliwy wkład w rozwój współczesnego terroryzmu, propagując islam w skrajnej formie, ledwie o krok od zamachów bombowych. To tam narodził się ruch, który całkowicie wymknął się spod kontroli i zwrócił się – o ironio – przeciwko samej Arabii Saudyjskiej. Ci, którzy interesują się tym krajem, wiedzą jak groźna jest bieżąca sytuacja. Saudyjczycy potwornie boją się przewrotu, który obali obecny rząd i doprowadzi do rządów w stylu Państwa Islamskiego. Przypomina to los matki, która wydała syna na świat, a on postanowił ją zabić. Wiemy z historii, że tego rodzaju scenariusze lubią się powtarzać. Oliwy do ognia dolewają napięcia i nieporozumienia między sunnitami (w Arabii Saudyjskiej) i szyitami (np. w Iranie).

Uważam, że każdy człowiek potrzebuje przemiany. Tą najwspanialszą przemianą, której i ja doświadczyłem, jest nawrócenie do Chrystusa i poddanie się Jego działaniu. Ukazał się niedawno film w języku angielskim, „George for Real”, który opowiada o tych wydarzeniach w moim życiu. Chętnie przekażę egzemplarz każdemu, kto do mnie napisze. Proponuję jednak, byśmy byli realistami – większość ludzi na świecie nie idzie tą drogą. Mimo to, musimy jako obywatele i Ludzie uwierzyć, że każdy z nas może uczynić choć krok w stronę miłości, przebaczenia i szacunku. Powinniśmy wierzyć, że pojednanie i przebaczenie mogą zaistnieć na różnych poziomach. My, którzy uwierzyliśmy w Chrystusa, musimy kochać i szanować muzułmanów, a jeśli zajdzie taka potrzeba – stanąć wraz z nimi w obronie sprawiedliwości.

Piszę te słowa – choć rzadko piszę w ten sposób – ze względu na moją miłość do muzułmanów, którą rozwijam od 60 lat. Jeden z amerykańskich polityków zaproponował, by „wpuszczać do Ameryki jedynie tych syryjskich uchodźców, którzy są chrześcijanami”. Nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Jego oponenci argumentowali, że takie podejście jest nieamerykańskie, a ja, odnosząc się do autorytetu Biblii, twierdzę że jest ono przede wszystkim niechrześcijańskie.

Boże błogosławieństwo w potężny sposób wylało się na naszą służbę w Indiach, gdy oświadczyliśmy przywódcom Dalitów (tzw niedotykalnych, bez przynależności kastowej – przyp. tłum), że będziemy ich wspierać w walce o prawa człowieka i sprawiedliwość. Nie oczekiwaliśmy przy tym, że zostaną chrześcijanami. Nasz najlepszy przyjaciel był wówczas zaangażowanym w działalność polityczną buddystą. Jakże szanuję dziś wszystkich chrześcijan, i nie tylko chrześcijan, którzy świadomie szukają przyjaciół wśród muzułmanów! Takie działania docenią nawet najbardziej pragmatyczni politycy, bo czyż nie jest to sposób na powstrzymywanie terroryzmu? Mam wrażenie, że pielęgnując w naszym „zachodnim” świecie tzw. nieograniczoną wolność wypowiedzi i hiper demokrację, sami strzelamy sobie w kolano.

Kolejne kraje powielają ten sam schemat: opozycja udowadnia, jak bieżący rząd doprowadził państwo do ruiny, a szczególnie agresywne debaty toczą się w okresie przedwyborczym. Telewizja i media społecznościowe niosą te informacje w świat, utwierdzając fanatyków w przekonaniu, że nasze kraje zamieszkują totalni degeneraci, których trzeba likwidować, choćby ze względu na oddanie i posłuszeństwo Allahowi. Jestem gotów przekonywać wszystkich, którzy w to nie wierzą: wielkie rzesze ludzi na całym świecie rozumują właśnie w ten sposób, szykując się na ewentualną śmierć. Zobaczmy, jak wielu rekrutów z krajów zachodnich wyruszyło do samej tylko Syrii, by tam walczyć i umierać. Gdy jeden z nich ginie trafiony przez drona, staje się męczennikiem i bohaterem, a na jego miejsce zgłaszają się setki ochotników, rekrutowanych także na naszym podwórku. Czas się wreszcie obudzić!

Żyjemy w dobie informacji i musimy zdawać sobie z tego sprawę. Niech więc Bill Gates inwestuje miliony w strony internetowe i przekazy, które ukazują prawdę. Niech każdy rząd, kościół i instytucja, kieruje swoje pieniądze i wysiłki ku pojednaniu. Niech wszystkie kraje zwiększą nakłady na literaturę, filmy i wszelkie inne narzędzia, które mogą opowiedzieć o przebaczeniu. Wydawajmy świetnie przygotowane broszury, ale nie tylko po angielsku, francusku, hiszpańsku i niemiecku – niech wszyscy się z nich dowiedzą, że nie wolno odbierać życia drugiemu człowiekowi, a szczególnie cywilom, wysadzając w powietrze ich i siebie samych. Pomóżmy zrozumieć tym ludziom, jak bardzo taki czyn rani ich własne rodziny. W ich kontekście kulturowym rodzina jest świętością i zawsze warto się do takich wartości odwoływać. Jednocześnie my, tzw. ludzie Zachodu, w tym również i chrześcijanie, bądźmy gotowi wyznawać nasze grzechy i błędy. Wybierzmy pokorę i realizm.

To właśnie teraz, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, zwykli ludzie mogą tworzyć historię. Miłość i przyjaźń okazana wyznawcy islamu, choćby nawet był to mułła, może ocalić wiele żyć.

Potrzebujemy oddolnego poruszenia i działań, w które włączą się wszyscy ludzie dobrej woli. Pragnąc zapobiegać rozlewowi krwi i rozprzestrzenianiu terroryzmu, gotów jestem współpracować nawet z ateistami i ludźmi o antychrześcijańskich poglądach. Nie zgadzam się z chrześcijanami o ciasnych horyzontach, którzy zamiast miłości pielęgnują legalizm, ale także i z nimi będę współpracować, byle tylko coś się poruszyło w tej sprawie. Jakie byłyby nasze reakcje, gdyby ktoś z mojej lub twojej rodziny zginął w zamachach w Paryżu? Czy nadal staralibyśmy się unikać wyrazistych poglądów? W naszej cywilizacji życie jest na tyle cenne, że bez wahania poświęcamy niewyobrażalne kwoty pieniędzy, by uratować jednego człowieka (widzieliście może film Marsjanin?). Tu zaś mówimy o milionach ludzi, a wśród nich każdy jeden jest nieskończenie ważny. Przeżywam ogromny smutek, gdy widzę jak coraz więcej chrześcijan wybiera obojętność, wykręcając się nastaniem czasów ostatecznych. (Przerażające książki na ten temat, promujące zarazem rozmaite teorie spiskowe, są nieodmiennie na liście bestsellerów). Mówią, że Pan Jezus wkrótce przyjdzie, a sytuacji na świecie i tak nie da się zmienić. Dodatkowo kampanie wyborcze budzą w ludziach prawdziwe pokłady irracjonalnych zachowań. Czy oni czytają tę samą Biblię?

Na zakończenie, chciałbym podziękować wszystkim, którzy doczytali aż dotąd. Nie jestem pewien, do kogo trafi ten artykuł. Ach, gdybym tylko miał okazję przekazać go przywódcom, którzy spotkali się na szczycie w Turcji! Opowiedziałbym im o pułapce, w którą brniemy w kwestii uchodźców. Wiem, że moje rozważania dotyczą tylko niektórych aspektów tej skomplikowanej sytuacji, ale sądzę, że są to sprawy kluczowe. Naszym priorytetem jest i powinna być modlitwa. A jednak modlitwa pozbawiona działania to NIE JEST wypełnianie Bożej woli.

Nawołując do rewolucji MIŁOŚCI,
George Verwer
george.verwer@om.org

To ważne. Warto podzielić się ze znajomymi.